W Polsce zarzucano mu zdradę. Powojenna komunistyczna propaganda uznała Wilimowskiego za renegata. Zarzucano, że grał w piłkę w czasie okupacji, by później grać z orłem na piersi, ale tym czarnym dla reprezentacji Niemiec. Tak naprawdę prawie nikt nie starał się poznać jego losów, a te były niezwykle złożone i ciekawe, ale po kolei...
Urodził się 23 czerwca 1916 roku jako Ernest Otton Pradella w Katowicach. Wychowywała go matka Paulina. Według wydanej niedawno w Niemczech biografii piłkarza, przez Karla- Heinza Haarka męża córki Wilimowskiego, można się dowiedzieć, iż ojcem był Roman Wilimowski. Podobno podczas wojny został on uznany za zaginionego i dlatego syn nosił początkowo imię matki. Prawdopodobnie jednak nie chciano napisać, że matka była panną z dzieckiem, a ojczyma „Eziego” poznała później. Fakty wskazują, iż dopiero 6 czerwca 1929 roku został usynowiony i przyjął nazwisko ojczyma (w wieku trzynastu lat). Matka jego była Ślązaczką, ale tzw. „niemieckiego ducha”. Trzymała syna krótko, w poszanowaniu dyscypliny i porządku. Zawsze wszystko musiało być czyste, i ułożone „w kostkę”. Pisano o nim w późniejszych latach, że słabo znał język Polski, co jest kompletną nieprawdą. Świadczyć może o tym fakt ukończenia przez „Eziego” polskiego gimnazjum im. Adama Mickiewicza, najbardziej prestiżowej szkoły w Katowicach. Już jako dziecko zaczął kopać w piłkę. Najpierw, jak to w tamtych latach bywało- szmaciankę, w drużynie podwórkowej, a raczej chłopców z placu. Zespół ulicy Francuskiej (dawniej Emmastrasse) był bardzo utalentowany, bo to właśnie z tej ulicy wywodzą się dwaj przyszli ligowcy- Wilimowski i Otto Riesner ( w latach 30-tych zagrają wspólnie w reprezentacji Polski). Młody „Ezi” szybko zasilił młodzieżową drużynę 1.FC Katowice. Jako siedemnastolatek zasilił szeregi Ruchu Wielkie Hajduki, najsilniejszego wówczas klubu Górnego Śląska i pierwszego z okręgu mistrza Polski. Włodarze klubu z Wielkich Hajduk zapłacili za młodego rudzielca, przyszłą gwiazdę ligowych boisk, tysiąc złotych- równowartość dziesięciu pensji listonosza. „Ezi” natomiast dostał etat gońca na wydziale blachy grubej w hucie Batory, zaś ojczym posadę portiera. Warto dodać, że o takie posady w tamtych czasach było bardzo trudno. Wilimowski jeszcze jako zawodnik 1.FC Katowice debiutował w 1933 roku w reprezentacji seniorów regionu. Grał wtedy na lewym skrzydle i już strzelał ważne bramki. Niespełna kilka tygodni gry w lidze pozwoliło mu zająć czwarte miejsce w plebiscycie „ Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca roku. A przed nim znalazły się takie gwiazdy jak: Stanisława Walasiewiczówna, Jadwiga Wajsówna i Janusz Kusociński. Do pracy szczególnie się nie przykładał. Jedna z historii mówi, iż kiedyś kupił sobie wędzonego śledzia i zawinął je w ważne dokumenty, które miał dostarczyć do swojego szefa. Wilimowski już wtedy znał swoją wartość, wiedział, że niektóre „numery” przejdą mu płazem. Kibice z Chorzowa i nie tylko, pokochali go od pierwszych występów. Objawił się im jako technik absolutny, gracz światowego formatu a był to ledwie kilkunastoletni chłopak… wiadomo było, że to gracz, jakiego dotąd na Śląsku nie było. Kariera „Eziego” potoczyła się błyskawicznie. Po debiucie 2 stycznia 1934 roku w meczu przeciwko KS Chorzów- przyszła kolej na pierwszy ligowy występ, a niedługo potem na reprezentacje. Już podczas pierwszego meczu zagranicznego Ruchu przeciwko Wiktorii Żiżkov, po pięćdziesięciometrowym dryblingu, przechodząc sześciu obrońców strzelił fantastycznego gola. Prawdziwym rekordem zawodnika niebieskich, zresztą nie pobitym do dnia dzisiejszego, było strzelenie dziesięciu bramek w jednym spotkaniu, w ligowym pojedynku przeciwko Union Touring Łódź (do tego siedem z rzędu) . Mówiono wówczas, że jego nogi wyprawiają cuda. Ciekawostką jest niezwykły szczegół anatomiczny „Eziego”, mianowicie miał sześć palców u prawej nogi, sam mówił o tym, że przynosi mu to szczęście na boisku. W Ruchu Wilimowski zaaklimatyzował się nadspodziewanie szybko. Z dotychczasowymi gwiazdami zespołu Teodorem Peterkiem i Gerardem Wodarzem zgrał się błyskawicznie. Twierdzono wówczas, że to najlepszy atak w lidze, a w historii polskiej piłki ligowej takiego ataku jeszcze nie było. Nazywano ich „trzema królami”. Na boisku rozumieli się fantastycznie, mimo iż w życiu prywatnym różniło ich bardzo wiele. „ „Peter” zadawał się dość często z „elwrami” (nazywano ich tak od słowa „elf”, czyli jedenaście- to była kwota zasiłku otrzymywanego przez bezrobotnych), w towarzystwie lubił brylować i wychwalać swoje przewagi. Wodarz był sportowcem w każdym calu, nie sięgał po papierosy czy alkohol, najlepiej czuł się w towarzystwie żony.
A „Ezi”? Jego słabością były kobiety. Wolał umawiać się do kawiarni, zamiast siedzieć z wesołą kompanią kolegów. Po latach dorobiono mu etykietę pijaka, tymczasem on raczył się raczej słabszymi alkoholami, likierami. Oczywiście, parę razy widziano go wstawionego w miejscach publicznych, ale jak sam tłumaczył- wszystko dlatego, że zawsze miał słabą głowę”.
Po ledwie kilku występach w drużynie Ruchu Wielkie Hajdki (pięć meczów, siedem strzelonych bramek) kapitan związkowy reprezentacji Polski- Józef Kałuża postanowił powołać „Eziego” do kadry narodowej. Debiut Wilimowskiego w reprezentacji Polski nastąpił 21 maja 1934 roku na stadionie „Idraetspark” w Kopenhadze przeciwko drużynie Danii, gdzie biało- czerwoni ulegają gospodarzom 4:2. Wilimowski bardzo szybko zadomowił się w kadrze, dla której rozegrał dwadzieścia dwa oficjalne mecze, strzelając w nich dwadzieścia jeden bramek. Z reprezentacją na berlińską olimpiadę nie pojechał, z powodu konfliktu, jaki panował na linii Ruch –PZPN, a może ktoś uznał, że piłkarz, który karierę rozpoczynał w klubie uważanym za niemiecki, po prostu nie może jechać na zawody do Berlina- już wtedy owładniętego hitleryzmem. Ale o konflikcie i dyskwalifikacji opisane zostało w rozdziale dotyczącym gry Wilimowskiego w polskiej reprezentacji.
Oprócz gry w piłkę nożną „Ezi” grywał również w hokeja, a także w tenisa stołowego. W hokeja grywał między innymi w „Pogoni” katowickiej. W tenisa natomiast jeździł grać do Będzina. W żydowskim klubie Gwiazda Stern, każdy chciał się z nim zmierzyć, gdyż miał głośne nazwisko. Alfred Tkocz opowiadał: „graliśmy po dwa single, a z „Ezim” w debla. Ja dostawałem za zwycięstwo pięć złotych, on dziesięć. W zasadzie zawsze się wygrywało. Za dziesięć złotych można było wtedy kupić czterdzieści porcji gorącej kiełbasy z bułką. Na nasze pojedynki przychodziło do takiej niewielkiej hali 100-150 osób.” Wilimowski lubił również jeździć na nartach, co zresztą świetnie mu to wychodziło. Wyjazd na narty umożliwił mu spotkanie z przyszłym papieżem Karolem Wojtyłą, do spotkania miało dojść jeszcze przed wojną w Nowym Targu. Razem jeździli trasami Beskidu Zachodniego, byli wspólnie na pasterce w Nowym Targu. „Ezi” jak i Karol Wojtyła świetnie radzili sobie na stoku. Spotkanie przyszłego papieża, zrobiło na Wilimowskim niesamowite wrażenie, przez lata wspominał o tym fakcie. „Ezi” był katolikiem i zawsze podkreślał swe przywiązanie do religii. Co potwierdziła na spotkaniu z kibicami na Śląsku córka Wilimowskiego- Sylwia Haarke.
Ernest był szczupły, rudy i miał odstające uszy. Nazywano go „Ryszok” i nie było drużyny piłkarskiej, która by o nim nie marzyła. Zawsze najlepszy.
Plotki o tym, że Wilimowski w istocie jest Niemcem, dla Ruchu stały się kłopotliwe. Pod wpływem władz klubu Ezi podpisał deklarację, że jest prawdziwym, z krwi i kości Polakiem. Ogłoszono to z triumfem w prasie, w „Polsce Zachodniej” i w „Polonii”. „Ezi” nie był politykiem, działaczem narodowym, był sportowcem, to też grał tam, gdzie go chcieli i co za tym idzie, proponowali lepsze warunki. Jak wcześniej wspomniałem był kobieciarzem, gdy urwał się z pod matczynej kontroli, prowadził wesołe życie, wobec kobiet bywał bezczelny, zdawał sobie sprawę że trudno było mu się oprzeć. Pan Lubina, który znał osobiście Wilimowskiego wspominał- „Moja mama opowiadała, że w latach trzydziestych jechała pociągiem ze Lwowa do Paryża z polską drużyną piłkarską. Była wtedy ładną panienką z dobrego domu, jechała pierwszą klasą i przyczepił się do niej jakiś chudy rudzielec. Nie wiedziała, kto to jest. Był tak natarczywy, że dała mu w twarz i wezwała konduktora. Wtedy powiedział, że nazywa się Wilimowski – wspomina mieszkanka Katowic.” Wilimowski ożenił się 2 września 1939 roku z chorzowianką Elżbietą Ławnik w chorzowskim ratuszu, jego małżeństwo nie trwało zbyt długo. Druga żona pochodziła z rodziny restauratorów, gdzie w Karslruhe prowadzili później kawiarnie. „Ernest Wilimowski dochował się trzech córek –mnie, Sigrid i Ulle, syna Rainera, a także czterech wnuków: Stevena, Timo, Daphera i Janisa i wnuczki Nicole. Ja jestem najstarsza. Mieszkam w Hamburgu i pracuje jako asystentka w laboratorium zajmującym się prześwietleniami rentgenowskimi” – opowiadała Sylwia Haarke podczas podróży na Górny Śląsk, by zobaczyć na własne oczy, ziemie skąd pochodzi i wychował się jej ojciec.
„Ezi” miał irytujący dla przeciwników zwyczaj śmiania się z bramkarzy po zdobyciu gola. Sam o swoim uśmiechu mówił „Ja przecież zawsze śmiałem się po bramce. Zawsze! Takim pozostałem, ale już nie próbuję grać w piłkę, to i mniej się śmieje”- po latach wspominał. „ O tym uśmiechu krążyły legendy. Wspominają go do dziś wszyscy ci, którzy zetknęli się z Wilimowskim na boisku. Uśmiech diabła- mówiono. Dobrze, gdy mogli mu towarzyszyć grając w tej samej drużynie. Ale rywalom uśmiech pewnego siebie rudzielca mroził twarze, odbierał wolę walki, zniechęcał, a czasami doprowadzał do przysłowiowej szewskiej pasji. Prowokował do awantur. Wilimowski śmiał się ironicznie i złośliwie, jakby ten moment był dla niego najważniejszy w grze. Ta chwila, gdy wrzucał piłkę do siatki przeciwnika i wybuchał mało elegancką radością. Roześmiać się pokonanemu bramkarzowi w nos, rozjuszyć go, zmusić do nerwowej gry i dalszych błędów, a może także poniżyć, udowodnić mierną klasę, a przy okazji podkreślić własne mistrzostwo- to właśnie zdawało się być sensem uczestniczenia w piłkarskiej walce.”
W pierwszym swym ligowym sezonie (1934 rok) w Ruchu Wielkie Hajduki, został królem strzelców, strzelając trzydzieści dwie bramki (biorąc pod uwagę fakt, iż w rozgrywkach uczestniczyło dwanaście zespołów, jest osiągnięciem rekordowym), wyprzedzając w klasyfikacji swojego kolegę z drużyny- Peterka z dwudziestoma ośmioma bramkami na koncie. W 1936 roku powtórzył sukces króla strzelców, tym razem z osiemnastoma bramkami na koncie, tyle samo miał Peterek (podzielili koronę króla strzelców ligi). Dwa lata później uplasował się na trzecim miejscu, tuż za Piontkiem i Peterkiem, zdobywając dziewiętnaście bramek. W niedokończonych rozgrywkach ligowych w 1939 roku prowadził w tabeli strzelców mając dwadzieścia sześć goli, zdobytych w czternastu meczach. Gdy pierwszy raz zdobywał koronę króla strzelców miał zaledwie 18 lat. Niestety lata 1935 i 1936 są dla niego stracone. Dyskwalifikacja i kontuzje przyczyniają się do tego, że w barwach narodowych widzimy go dopiero w ostatnim meczu sezonu 1936. Nawet w tych okolicznościach był na czele strzelców ligowych (18 bramek). W latach 1937-1938 występował w każdym meczu reprezentacji. Często sam decydował o losach i wynikach spotkań, niemal z reguły był wyróżniającym się zawodnikiem. Z Ruchem Wielkie Hajduki zdobył cztery tytuły mistrza Polski, a w 1939 zmierzał po piąty. 1 września 1939 roku Niemcy zaatakowali Polskę. Dwa dni później Ruch został rozwiązany. Tymczasem 12 listopada powstał w miejsce Ruchu nowy klub Bismarckhutter Sport Vereingung. Siedem dni później rozegrał swój pierwszy premierowy mecz z drużyną z Lipin ( Turn- und Sport Lipine). Wilimowski zagrał w tym meczu, a z trybun spotkanie to oglądała niedawno poślubiona małżonka. Kilka dni później Wilimowski znów broni barw 1.FC Katowice (w tym czasie już 1.FC Kattowitz). Początkowo hitlerowcy zakładali, iż wizytówką piłkarskiego Górnego Śląska będzie klub 1.FC Kattowitz, który w między woju jako drużyna mniejszości niemieckiej uczestniczyła w polskich rozgrywkach i raz zdobyła nawet wicemistrzostwo. Jesienią 1939 roku zespół tworzyli m.in. przedwojenni reprezentacji Polski, uczestnicy mistrzostw świata w 1938 roku: Erwin Nyc, Ewald Dytko i przede wszystkim Ernest Wilimowski.
„Ezi” grał w 1.FC do zimy 1939/40. W styczniu zdążył jeszcze strzelić pięć goli w meczu z drużyną Deutschen Berknappen, rozgrywającą mecze na boisku na Kresach w Chorzowie (dziś ośrodek szkoleniowy szkółki piłkarskiej Ruchu Chorzów). Na koniec pobytu w Katowicach dostał jeszcze czerwoną kartkę za faul podczas meczu z Germanią Konigshutte (przed i po wojnie AKS Chorzów). Ale wunderteamu w Katowicach nie udało się zbudować. Nyca i Dytko wcielono do Wehrmachtu, a Wilimowski wyjechał w głąb Niemiec. Jego nazwisko znika ze składu 1.FC Kattowitz w lutym 1940 roku.
Wilimowski wyjechał do Saksonii, a dokładnie do Chemnitz. Został policjantem, ponieważ nie chciał służyć w Wehrmachcie. Policjantem był przede wszystkim na „papieże”, by mógł spokojnie trenować. Etat załatwił mu wuj z Saksonii. „Ezi” , został więc napastnikiem Polizei SV 1920 Chemnitz. Zaczął grać w lidze Saksonii (w reprezentacji tego okręgu występował m.in. obok późniejszego trenera reprezentacji RFN Helmuta Schoena). W lutym 1941 roku Wilimowski przyjechał na Górny Śląsk z reprezentacją Saksonii, by rozegrać mecz towarzyski. Reprezentacje obu regionów spotkały się w rozgrywkach o tzw. Reischsbund Pokal. Mecz w Katowicach obejrzało dwadzieścia tysięcy ludzi. Kibice znów mieli możliwość zobaczyć „Trzech Króli” Ruchu na boisku. Tym razem „Ezi” wystąpił jednak po przeciwnej stronie dawnych przyjaciół z Chorzowa: Teodora Peterka i Gerarda Wodarza. Saksonia wygrała z reprezentacją Górnego Śląska 5:3 (2:3), a Wilimowski strzelił trzy gole.
Był w fantastycznej formie, strzelał mnóstwo bramek, więcej niż jakikolwiek inny piłkarz w Niemczech. „Tak ceniono jego umiejętności, że nikt nie wspominał nawet o wstąpieniu do partii faszystowskiej”- podkreśla wydana w latach dziewięćdziesiątych niemiecka biografia piłkarza. W 1941 roku Wilimowski, po dwudziestu miesiącach gry w niemieckich klubach, zostaje powołany przez Josefa „Seppa” Herbergera (który w 1954 roku poprowadził RFN do mistrzostwa świata) do reprezentacji Wielkich Niemiec- tak określano ją od połączenia w 1938 roku drużyny Niemiec i Austrii . Debiut Wilimowskiego w niemieckiej kadrze nastąpił 1 czerwca 1941 roku w Bukareszcie, wygrywając z Rumunami 1:4, „Ezi” w debiucie zalicza dwa trafienia i od tego meczu wiedziano, że to gracz niezwykle wartościowy dla niemieckiego zespołu. Stawiano pytanie, dlaczego gracza takiego formatu nie powoływano wcześniej. Czy był za słaby, może nie pasował do koncepcji trenera, nie nadawał się? Z pewnością nie. Chodziło o to, że „Ezi” przed wojną nie okazywał sympatii proniemieckich, nie bawił się w politykę, nie dawał wciągać się w niejasne sprawy o podtekście narodowym. A wysuwane po latach oskarżenia, że w meczach przeciwko Niemcom grywał słabo, są co najmniej śmieszne… W 1942 roku Wilimowski przeszedł do jednego z najsilniejszych niemieckich klubów- TSV 1860 Monachium. Oprócz aspektu sportowego, istniał jeszcze jeden powód, dla którego „Ezi” zdecydował się zmienić barwy klubowe. Opowiadał o tym Ludwik Swoboda, przedwojenny piłkarz, a potem działacz katowickiej Pogoni. W latach trzydziestych stawał się w środowisku kimś na wzór menedżera. Na przełomie 1941/42 po poradę do Swobody zgłosił się Wilimowski. Był w Katowicach na urlopie. Spytał, „czy grając w niemieckim policyjnym klubie mógłby po wojnie myśleć o powrocie do Katowic. Powiedziałem mu, że mogą być z tym kłopoty, i poradziłem, żeby poszukał sobie innego, cywilnego zespołu. Ale i tak niczego to nie zmieniło…” Największym klubowym sukcesem Ernesta Wilimowskiego z lat wojny, było zdobycie Pucharu Niemiec w barwach TSV w 1942 roku oraz wyrównanie rekordu strzeleckiego w meczu przeciwko SS Sportgemeinschaft Strassburg. TSV wygrał 15:1, a Wilimowski znów trafił dziesięciokrotnie. W barwach reprezentacji Niemiec Wilimowski rozegrał osiem meczów, strzelając przy tym 13 bramek! Za największe wydarzenie piłkarskie lat wojny na Śląsku uchodzi mecz Niemcy –Rumunia w Bytomiu, w którym u boku Wilimowskiego zagrał m.in. późniejszy mistrz świata Fritz Walter. Niemcy pokonali Rumunów 7:0, a „Ezi” dołożył jedną z bramek. Po zakończeniu wojny Wilimowski powrócił do Chemnitz, gdzie zorganizował lokalną drużynę. Ostatecznie wybrał jednak strefę zachodnią, gdzie w barwach kilku klubów grał w piłkę do 1959 roku.
W latach 1946-47 grał w Chemnitz West, w 1947 krótko, w klubie Hameln 07. Lata 1947- 48 to występy w TSV Detmond, 1948-50 BC Augsburg, 1950-52 FV Offenburg. W wieku trzydziestu sześciu lat występował w zespole Singen 04 (1952-53). Na lata 1953-55 zasilił szeregi VfR Kaiserslautern, w drużynie tej był prawdziwą gwiazdą zespołu. Strzelał więcej bramek, niż reszta kolegów z drużyny razem wziętych. A był przecież już znacznie starszy i grubszy niż u szczytu sławy. Mimo swojego wieku znany menedżer Ukrainczyk proponował mu grę w Lyonie lub Toronto.. Wilimowski odmówił, bo ożenił się z Klarą, córką właściciela restauracji i był tam po prostu potrzebny.
Ostatni klub w piłkarskiej karierze „Eziego” to Klub FV Kehl, do którego przeszedł w 1956 roku. Grał w piłkę do 1959 roku, kończąc karierę zawodnika w wieku czterdziestu dwóch lat. Potem zajął się trenowaniem, ale tylko na lokalną skalę. Osiadł w Karlsruche. Został urzędnikiem, odmówił pracy w Niemieckim Związku Piłkarskim. Nigdy już nie wrócił na Śląsk. Zmarł 30 sierpnia 1997 roku w Karlsruhe, w wieku osiemdziesięciu jeden lat.
Ze wszystkich górnośląskich piłkarzy okresu międzywojennego Ernest Wilimowski był bez wątpienia najbardziej utalentowany. Statystycy obliczyli, że w ciągu całej kariery zdobył 1175 bramek (w oficjalnych spotkaniach). Większym dorobkiem bramek legitymują się jedynie Brazylijczyk Pele i Austriak Franz Binder. Wojna niestety uniemożliwiła mu jeszcze większy rozwój kariery sportowej. Fritz Walter powiedział o nim: "To chyba jedyny piłkarz na świecie, który zdobywał więcej bramek niż miał szans".
Przebieg kariery piłkarskiej:
* 1927-1934: 1. FC Kattowitz
* 1934-1939: Ruch Wielkie Hajduki (od 1 kwietnia 1939 Ruch Chorzów, od 1 września 1939 Bismarckhütter Ballspiel Club, od 12 listopada 1939 Bismarckhütter Sport Vereingung 1899 e.V)
* 1940 1. FC Kattowitz
* 1940-1942: Polizei-Sportverein Chemnitz
* 1942-1944: TSV 1860 München (i w ramach rozgrywek drużyn wojskowych Soldatenelf – "Rote Jäger")
* 1946-1947: Chemnitz-West
* 1947: Hameln 07
* 1947-1948: TSV Detmond
* 1948-1950: BC Augsburg
* 1950-1952: FV Offenburg
* 1952-1953: Singen 04
* 1953-1955: VfR Kaiserslautern
* 1956: FV Kehl
Bibliografia:
Paweł Zarzeczny, Polska Gola. Mistrzostwa świata Korea- Japonia 2002, najlepsi polscy zawodnicy i trenerzy, historia polskiej piłki, Poznań 2002, s. 8
Joahim Waloszek, „Gazeta Wybocza” nr2, 03/01/1998-04/01/1998 SPORT, s.22
“ Przegląd Sportowy”, wyd.92, 17 lisopada 1934r., s.1
cyt.za: Dawid Smolarz, Paweł Czado, Joachim Waloszek, Grzegorz Bębnik, Witold Łaskowiecki: Górnoślązacy w polskiej i niemieckiej reprezentacji narodowej w piłce nożnej- wczoraj i dziś. Sport i polityka na Górnym Śląsku w XX w., Gliwice- Opole 2006, s.25
Krl-Heinz Harke, Georg Kachel, Fußball – Sport ohne Grenzen. Die Lebensgeschichte des Fußball-Altnationalspielers Ernst Willimowski., Dülmen, Laumann-Verlag 1996
Grażyna Kuźnik, Żył jeszcze 50 lat po tym, jak oficjalnie ogłoszono w kraju wiadomość o jego śmierci okrzyknięto go zdrajcą, “Dziennik zachodni”, 2 styczeń 2004, b.s.
cyt. za A.Gowarzewski, Encyklopedia piłkarska Fuji. Biało –czerwoni. Dzieje reprezentacji Polski (1), Katowice1991, s.151
Stefan Grzegorczyk, Jerzy Lechowski, Mieczysław Szymkowiak, Piłka nożna 1919-1989 : ludzie, drużyny, mecze : zarys encyklopedyczny, Warszawa 1991 , s.271
Józef Hałas, Polska Piłka Nożna - Kraków 1986, s.42
Andrzej Gowarzewski, Joachim Waloszek ,Ruch Chorzów : 75 lat "Niebieskich" -księga jubileuszowa, Katowice 1995, s.54
Dawid Smolarz, Paweł Czado, Joachim Waloszek, Grzegorz Bębnik, Witold Łaskowiecki: Górnoślązacy w polskiej i niemieckiej reprezentacji narodowej w piłce nożnej- wczoraj i dziś. Sport i polityka na Górnym Śląsku w XX w., Gliwice- Opole 2006, s.34
Monika Karaźniewicz ,Ostatni mecz, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 200, 28/08/2003 , s. 25
Joahim Waloszek , Pokonany przez historię, „Gazeta Wyborcza” nr2, 03/01/1998- 04/01/1998 SPORT, s.22
http://forum.niebiescy.pl/viewtopic.php?t=4098&postdays=0&postorder=asc…